Vogue Paris – jedna z 3 okładek September Issue
Keira Knightley | Ellen Von Unwerth | Harper’s Bazaar UK Sept 2012
WRZESIEŃ (TO STYCZEŃ ŚWIATA MODY)
Jesień, choć jeszcze niewyczuwalna w powietrzu, na dobre rozgościła się w galeriach. September Issue, wrześniowa edycja Vogue’a, niczym jaskółka zwiastowała początek najważniejszej pory roku w modzie, czyli pojawienie się kolekcji na przyszły sezon.
Nie wiem co jest modne według pani Vintour, nie stać mnie, nie będę się denerować. Natomiast jako zagorzała fanka benjaminowskich Pasaży i baudelaireowskiego flanerzenia (flaneur – włóczęga, spacerowicz), z ciekawością zwiedzam galerie, te piękniejsze i bogatsze miasta w mieście, tworząc mój prywatny September Issue.
NEO GRUNGE
Najbardziej widoczną tendencją w warszawskich sieciówkach jest pojawienie się stylu neo-grunge, ulubionej mody społeczności zgromadzonej na tumblrze – i to we wszystkich na raz. Cóż, prawie wszystkie fajne marki należą dziś do jednego holdingu – Inditexu, więc to raczej oczywiste, że we wszystkich jest to samo.
Nowoczesny grunge nie słucha Nirvany ani Pearl Jamu, nie nosi flanelowych koszul, bojówek i glanów. Jeśli nie wiesz co to sea punk i witch house, jeśli nie jarasz się faktem, że Grimes w listopadzie przyjeżdża do Polski i że Unicorn Kid wydał nowy remix, to nie pojmiesz neo-grunge’u. Ujrzysz jakieś indiańskie-etno-retro-hipstero chuju-muju. A to jest seapunk (gat muzyczny i moda), neogrunge (moda) i witchhouse (gat muzyczny).
Włosy mają być w odcieniu morskim, ewentualnie różowe albo niebieskie. Buty mają być na słoninie, albo na grubym obcasie, najlepiej dziwne i z ćwiekami. Leginsy mają być w kosmosy, a koszulka w morskie fale i delfiny. I wszystko to powinno wirować jak w psychodelicznym śnie dziecka na karuzeli, gdzie jednorożce skaczą przez tęczę, by zanurzyć się w trójwymiarowe fale, pryskając ci brokatem prosto w twarz.
A potem jednorożce wynurzają się z bagna jako konie apokalipsy i kłusują głęboko w ciemny las, gdzie żyje plemię dzikich dzieci sieci, gdzie dziewczyny zasłaniają nagie piersi długimi włosami, prowadzone na smyczach przez chłopców o głowach lisów, ćmiące fajki czarno dymiące, brodzące przez bajora swoich rozkopanych łóżek w pokojach akademików. Taki mniej więcej klimat.
KRZYŻ
I gdzie w tym wszystkim duchowość? Otóż jest kilka kształtów, które sugerują że czas na refleksię nas przemijaniem, śmiercią i generalnie końcem fajnej części roku. Motyw trójkąta wszechobecny niczym masoni i Trójca Święta, od t-shirtów (obowiązkowo z depresyjnym tekstem napisanym Helveticą Light), aż po billboardy VIVA TV. Tuż za trójkątem pozycjonują się czaszki, wieszcząc nadchodzące Święto Zmarłych, Haloween i zimę. Memento mori wytłoczone na sweterku, ku pamięci.
Ale to pikuś w porównaniu z najbardziej zaskakującym motywem sezonu, czyli z krzyżem. W New Yorkerze natrafiłam na stand, którego nie powstydziłby się żaden stragan pod Jasną Górą. Krzyże, krzyżyki, różańce, kolczyki, błyszczące, kolorowe, udające złoto, udające kryształ, najprawdziwszy w świecie odpust.
A jeśli widzisz różańce w New Yorkerze, to wiedz że coś się dzieje.
Potem ujrzałam koszulki z wielkimi nadrukami krzyża, noszone nie przez zakonnice, ale przez młode dziewczęta do szortów i zakolanówek. Już wyobrażam sobie babcie piejące z zachwytu na widok wnuczek, które tak odziane przybywają na niedzielny obiad. Cała sztuczka w tym, że i babcie i wnuczki nie widzą tego samego.
Krzyż w kontekście mody to tylko kształt, który, dobrze pasuje do mrocznego stylu, do czaszek i trójkątów, do kolorowych włosów i creepersów. Nie jest to akt wiary, być może wręcz odwrotnie, jest to akt wyrwania krzyża z jego religijnego kontekstu, aby się z nim bawić niczym młoda Madonna, tylko że już nikogo to nie zszokuje. Krzyż to na potrzeby mody kształt, mgliste wspomnienie czegoś duchowego, zarys jakiegoś cierpienia, śmierci, ot kolejny motyw w modzie.
Dlatego olbrzymia popularność krzyża nie zwiększy liczby wiernych i nie przysłuży się Kościołowi. Tak samo jak niezwykła kariera Jezusa, który w ciągu paru dni całkowicie zdominował internety za sprawą średnio utalentowanej, choć bardzo oddanej wiernej Cecilii Prize. Ale nawet fakt, że każdy sam może sobie namalować własnego Syna Bożego i rozesłać go znajomym na Twitterze, nie jest w stanie pomóc Kościołowi, który zapewne uważa że memy to dzieło Szatana.
Czytam właśnie artykuł w Tygodniku Powszechnym. Wyniki badań Instytutu Gallupa wykazały, że najszczęśliwsi ludzie na ziemi to ci głęboko wierzący.
A może my nie chcemy być szczęśliwi.