pustynię poznałem od deski do deski
Nadchodzi czerwiec, a wraz z nim lato, a wraz z nim wakacje, a wraz z nimi nieodłączny koszmar niejednego urlopowicza – pozowanie do zdjęć. Czy Wam też drętwieje skóra gdy myślicie o zastygnięciu w bezruchu z radosną miną, w pozie wyrażającej wszystko tylko nie naturalność? Po zobaczeniu efektu finalnego po raz kolejny godzimy się z faktem, że jednak kamera nas nie polubi.
Na domiar złego domorosłych fotografów wcale nie ubywa. Mnożą się amatorzy więzienia wizerunków i kolekcjonerzy żenujących min znajomych, które potem straszą na ścianach, instagramach, pinterestach i innych zbyt publicznych miejscach. Jak żyć pod ciągłym ostrzałem krypto-paparazzi?
Na szczęście jest rozwiązanie, które wykracza poza gwiazdorskie informowanie: ‚żadnych zdjęć!’, alienujące chowanie twarzy za włosami/rękami/czapką/plecami oraz łże-kokieteryjne stwierdzenie ‚źle wyglądam’. Rozwiązanie nazywa się planking (w wolnym tłumaczeniu: kłodzenie) i oznacza leżenie jak kłoda. Teraz już nikt się nie przyczepi, że nie pozujesz – wszak poza kłody jest precyzyjna i wystudiowana: twarz schowana, ręce wzdłuż ciała, sylwetka tak wyprężona jak to tylko możliwe. Voila. Deska idealna, niezmiernie fotogeniczna.
kłodelka: Jana Peterson
Planking historycznie sięga zamierzchłych czasów lipca 2011 r., kiedy to cały świat, łącznie z celebrytanami w telewizji, leżał kłodą na wszystkim co się da, a zwłaszcza na tym, co się nie da.
Trend został oficjalnie zerejestrowany jako mem, powstały rankingi debestofów i debestów, a nawet pojawiła się wzmianka na wyborczej.pl. Planking niestety szybko stał się kontrowersyjnym sportem – jeden z fotomodeli (kłodomodeli?) zdobył Nagrodę Darwina za pozę między 7 a 0 piętrem budynku, a liczni naśladowcy zakończyli karierę aresztowani za pozowanie na radiowozach, bądź zwalniani za leżenie kłodą w godzinach pracy.
Bieber co ty wiesz o kłodzeniu?
Ale to są radykalne formy plankingu, który w swej esencji nie jest ani niebezpieczny, ani społecznie szkodliwy. Może być interpretowany jako forma buntu przeciw ogólnoprzyjętym kanonom fotografii i pozowania, albo też uznany za współzesna wersję słynnej postawy kopisty Bartleby’ego z genialnego opowiadania Hermana Melvilla („Kopista Bartleby”, Wydawnictwo Sic!, Warszawa 2009). Ów bohater na wszelkie propozycje swojego szefa odpowiadał zdawkowym, choć grzecznym „wolałbym nie”, wybierając w zamian bezczynne wpatrywanie się w ścianę za oknem. Jak pisze Leszek Będkowski w recenzji dla Polityki: „kontestując przyjęte zasady postępowania, wywraca na nice cały świat zachowań i myślenia […]” – tak jak planking.
I choć pozowanie „na deskę” wymaga pewnej odwagi oraz przełamania przyzwyczajeń, to mam nadzieję, że z tegorocznych wypadów każdy przywiezie kilka pamiątkowych kłód.
zdjęcia z pomnikiem jeszcze nidy nie były tak fajne