Jedna z najlepszych scen opisanych w literaturze to lekcja polskiego, podczas której uczeń wyraża wątpliwość co do wielkości pewnego znanego pisarza. Nie pomagają prośby i błagania nauczyciela, inwektywy ani groźby. Uczeń po prostu nie rozumie skąd powszechny zachwyt wokół tej osoby, bo jego ani trochę ona nie zachwyca.
Obcownie z kulturą często przypomina rozmowę Gałkiewicza z Bladaczką. Posiadanie własnego zdania wymaga odwagi – zwłaszcza gdy mówimy o tak fundamentalnych rzeczach, jak popularne filmy. Skoro serdeczni przyjaciele są w stanie się pozabijać w kłótni o wyższość prozy nad poezją, to czym może się skończyć nieporozumienie w kwestii zdobywcy Oscara?
Nie wybrałam żywotu Gałkiewicza – to on wybrał mnie. I ciągle pytam „ale dlaczego?” i „czemu tak?” -i nie ja jedna odczuwam konieczność tego typu pisania – temat ostatnio był gorący na Dwutygodniku, gdzie w kontekście literatury ciekawie pisali o nim Krzysztof Cieślik i Maciej Jakubowiak.
Dlatego i tym razem muszę spełnić swą powinność i wyznać głośno i wyraźnie: nie mam pojęcia, co ludziom się w tych filmach podoba. Bo ktoś musi. Ktoś. Musi.
1. „Locke” – reż. Steven Knight, 2013 r.
Ma zachwycać, bo:
Reżyserowi ponoć udała się rzecz niezwykła: stworzył film arcyciekawy i trzymający w napięciu aż do ostatniej sekundy – mimo że cała akcja rozgrywa się w samochodzie, gdzie koleś przez godzinę gada przez telefon o cemencie.
Nie zachwyca, bo:
Przez cały film czekałam w napięciu… aż coś się wydarzy. Zachęcona entuzjastycznymi recenzjami cierpliwie znosiłam dłużące się rozmowy, męczące dylematy moralne i irytujące monologi z duchem (?) własnego ojca. Wspaniała gra świateł autostrady nie wzbudziła we mnie ekstazy, a raczej spotęgowała wrażenie monotonii i najzwyklejszej w świecie nudy, którą odczuwa każdy i każda, siedząc w nocy w samochodzie obok kogoś, kto przez godzinę rozmawia przez telefon. Ja wysiadam.
2. „Wielkie Piękno” – reż. Paolo Sorrentino, 2013 r.
Ma zachwycać, bo:
Ponoć to hołd złożony kinematografii, wizualna orgia, ocierająca się o doskonałość opowieść o pięknie i przemijaniu. Dojrzałe kino i wysmakowane obrazy, które doceni wyrafinowany odbiorca.
Nie zachwyca, bo:
Za pierwszym razem wystarczyło 10 minut, by moja uwaga uciekła od wizji Sorrentino w świat błogiego snu. Każdemu może się zdarzyć, pomyślałam, zwłaszcza gdy jest się prostym umysłem obcującym z dziełem wybitnym. Lecz gdy druga próba spełzła na niczym i poprzedni rekord udało mi się przebić jedynie o 5 minut, zrozumiałam, że piękno jest widocznie zbyt wielkie, by móc je znieść.
A tak serio, mało rzeczy odrzuca mnie bardziej w kinie niż dojrzali reżyserzy opowiadający o dojrzałych mężczyznach, którzy stoją z lampką szampana w dłoni na marmurowym tarasie swego życia i patrzą (z nutką melancholii – ale też zrozumienia) na swoje przemijające, pełne sukcesów i pięknych kobiet życie.
3. „Anomalisa” – reż. Charlie Kaufman, 2015 r.
Co ma zachwycać:
Reżyser-geniusz powraca z kolejnym oryginalnym dziełem o dramacie ludzkiej egzystencji: miłości, samotności, depresji – tym razem w formie kunsztownej animacji poklatkowej z użyciem lalek.
Czemu nie zachwyca:
Wykonanie okej, jest piękne. Ale fabuła? Fabuła zwyczajnie nudzi. Nie dowiadujemy się z niej niczego nowego, nie odkrywamy ameryki. Tematy nie są oryginalne ani nowe (w linkach dowody) i naprawdę trudno było mi zrozumieć, co ma mnie zachwycić w tej historii (dodam, że Synekdocha, Nowy Jork to dla mnie dzieło dziesiątkowe) :
– Dojrzały mężczyzna w kryzysie wieku średniego
– Romans, który źle się skonczy
– Depresja, melancholia i takie takie
Tematy do nowych raczej nie należą, a depresja i samobójstwa pojawiają się nawet w dużo mniej „ambitnych” filmach takich jak „Pamiętnik Pozytywnego Myślenia”, czy „Sala Samobójców”.
I jakoś nie wydaje mi się, by pracowite użycie lalek i odtworzenie każdego drobiazgu w wersji mini (kolejna synekdocha?) usprawiedliwiało banalność historii. To nadal przewaga formy nad treścią.
4. „Boyhood” – reż. Richard Linklater, 2014 r.
Dlaczego zachwyca:
Film kręcony z tymi samym aktorami przez 12 lat – dzięki temu możemy obserwować ich dojrzewanie/starzenie w czasie rzeczywistym.
Dlaczego nie zachwyca:
Podobnie jak w przypadku „Anomalisy”, forma zwyciężyła tu nad treścią. Ja rozumiem, że to cholernie trudne przez 12 lat trzymać jeden projekt w kupie, zwłaszcza gdy część aktorów przechodzi w tym czasie mutację i młodzieńczy bunt, a cała reszta – całą mase życiowych perypetii i kryzysów. Ale to jeszcze nie kino… Ogromny wysiłek włożony w produkcję jeszcze nie usprawiedliwia braku dobrego pomysłu na historię. I w tej sposób uzyskujemy prosty film o dojrzewaniu, gdzie chłopiec staje się mężczyzną, a życie rodzinne nie jest dla nikogo łatwe. Ale to wiemy wystarczająco dobrze z prawdziwego życia. Oh wait…
5.”Grawitacja” – reż. Alfonso Cuaron, 2013 r.
Co zachwyca:
Wspaniałe efekty, kosmos, 3D, Bullock rozbierająca się w kosmosie, Clooney szybujący w czeluść.
Co nie zachwyca:
Gdy film odrzeć z warstwy wizualnej pozostaje bardzo niewiele – fabułę można streścić w jednym zdaniu, dialogi są do bólu sztuczne, a scena rozmowy z córką czy całowanie ziemi pod stopami powodują ciarki nieziemskiego wstydu.
Ale najważniejsze pozostaje pytanie: Dlaczego kobieta, nawet jak będzie wysłana w kosmos, to zrobi wszystko, by poświęcić życie dla jakiegoś ciapowatego faceta?