
Wypuścił też 13 teledysków do albumu (tzw. album wizualny) zatytułowany Purpose: The Movement.
Co nowego, kolego?
Wizualnie – zaskoczenie. Kompletny brak fajerwerków. Filmowane prawie jak dogma, scenki rodem z jutuba: dzieciaki się bawią na lekcji, tancerze tańczą w supermakecie, Bieber stoi na pustyni w podartych gaciach. Brak maczyzmu, seksualizacji, ostentacyjnego bogactwa – jest wspólnota, autentyczność i taniec jako główny nośnik emocji. Wszyscy są fajni i młodzi, równi sobie, niezależnie od koloru i kształtu. Niskobudżetowość i bezpretensjonalność tej produkcji to miła odmiana po wielkim ciężkim albumie wizualnym Beyonce sprzed 2 lat i pozwala mieć nadzieję, że w popie tworzy się nowa, estetyka, reprezentowana już choćby przez młodą Smithównę.
Muzycznie – duża zmiana. Bieber robi generalny remont brzmieniowy i do sprawdzonego, mainstreamowego r’n’b dodaje sporo szlachetnej elektroniki. Świeży, new-schoolowy sound, pozycjonujacy 21-latka bliżej Drake’a niż 1D to zasługa Diplo i Skrillexa, ale swój wkład ma tu również Poo Bear, w którym Biebs ponoć zabujał się z wzajemnością i uznaje go za bratnią duszę. Purpose wynosi teensowego idola na nowy poziom – tak że teraz nawet w dorosłym wieku można go słuchać bez żenady. Ba, może nawet z zachwytem.
A wracając do teledysków, to dla mnie cały projekt wygrywają tancerki Biebera, reprezentujące zupełnie nową, nieskrępowaną kobiecość. Aż chce się wracać na salę. I mieć znowu 20 lat. I być belieberką. Poniżej cała składanka.